Crane - 2012-11-07 00:37:00

Podczas ostatniego turnieju (Pre Babice), uciąłem sobie krótką pogawędkę z kolegami z klubu i bodajże Bombaj stwierdził że : "Oto człowiek który obraził się na Games Workshop". Być może nie dokładnie tak powiedział, ale ogólny wydźwięk sprowadził się właśnie do takiego określenia. Od razu dodam, że zarówno tytuł tego tematu jak i wypowiedź Bombaja są jak najbardziej żartobliwe i raczej na pewno nie jestem na GW obrażony, aczkolwiek zacząłem się zastanawiać dlaczego nie gram w gry Games Workshop - no dobra jest jeden mały wyjątek ale o tym dalej :)

Moją pierwszą grą bitewną z jaką miałem styczność i nawet figurki był Warzone. Niestety były to jeszcze "dzikie" czasy kiedy nie było internetu, a jedyny sklep w Częstochowie z takimi cudami jak gry zajmował lokal o powierzchni mniejszej niż 10 metrów kwadratowych. Wtedy nabyłem tylko podręcznik i jakieś kilka figurek, co oczywiście nie starczyło do gry, ale w sumie i tak nie miałem z kim zagrać więc nie miało to i tak znaczenia. Drugie podejście było też futurystyczne, tym razem padło na WH 40K (a jednak :) ) kupiłem podstawkę i nawet kilka figurek ponadto, ale znowu nie miałem okazji z nikim zagrać, chociaż raz w ramach nauki "zagrałem" Orkami z podstawki przeciw Chaosowi Braiana i tyle. Pamiętam tylko że nie dokończyliśmy grać, a moja horda Gretchinów nawet nie zadrasnęła Terminatora. Gra poleciała na półkę, a moja historia z figurkami się zatrzymała do czasu powstania sklepu Fantasy. Tam zapanowała moda na gry firmy Target Games (jeśli to kogoś interesuje, to jedną z szych w Target Games Polska był Artur Szyndler), ze szczególnym uwzględnieniem gry Chronopia. Tak właściwie to moja historia powinna się zaczynać właśnie od tego momentu, bo to była pierwsza gra w której miałem prawdziwą armię, brałem udział w turniejach i malowałem figurki. Właściwie to ta gra ukształtowała mój światopogląd na gry figurkowe i przez jej pryzmat oceniałem wszystkie kolejne pozycje z jakimi miałem styczność. W tym samym czasie ludzie z Częstochowy grali już w Warhammera Fantasy Battle, widziałem kilka bitew i wyrobiłem sobie jakiś tam pogląd na temat tej gry. Jak zapewne się domyślacie był to obraz mocno negatywny, może to efekt czysto psychologiczny "moja" gra jest na pewno lepsza od "ich", a może jednak Chronopia tak jakoś skrzywiła mój światopogląd że nie mogłem się przyzwyczaić do zupełnie innego poziomu abstrakcji występującego w WFB. Minęło sporo czasu zanim uzmysłowiłem sobie, że gry próbują naśladować rzeczywistość w sposób bardzo uproszczony, jednak do dziś nie mogę "ogarnąć" tego uproszczenia jakie występuję w WFB, chociaż znaczny postęp i tak jest :) zarówno z mojej strony jak i ze strony twórców gry - odnośnie tego poziomu abstrakcji to podam przykład jak oddział Wood Elfów ostrzeliwał kogoś tam z łuków, no więc gracz bierze coś około 10 kostek i mówi: "najpierw strzela oddział", było tam jakoś dziesięciu łuczników więc wszystko ok, ale przyszedł czas na strzał bohatera i ... kolo bierze 15 kostek, bo bohater ma coś tam, coś tam i w ogóle to on strzela za trzech, dla kogoś wychowanego na Chronopii gdzie bohater to gość który zamiast dwóch akcji ma trzy, może deczko lepszy topór i zbroję, takie momenty kiedy heros może więcej niż cały oddział były nie do przyjęcia. Teraz jest już znacznie lepiej i podobnie jak w innych grach, herosi nadal odstają o kilka poziomów od szeregowców, ale to nie jest tak że "było ich tysiące, a on sam, nie mieli najmniejszych szans".

Jak ktoś przebrnął przez powyższe wypociny, poznał moją historią i chciałby napisać że wzruszyła go moja opowieść, to teraz może podam co obecnie "nie pozwala" mi grać w gry GW, no dobrze może nie zupełnie we wszystkie, bo główny nacisk jest położony na Warhammer Fantasy Battle, jest to chyba jedyna gra o której mogę powiedzieć że (chyba) na pewno w nią nie zagram. Sprawa pierwsza figurki, jest ich moim zdaniem zbyt dużo. Z jednej strony dają wrażenie, że są to bitwy na dużą skalę, ale zazwyczaj operujemy kilkoma "klockami", a figurki głównie służą jako punkty życia takiego "klocka", w dodatku jest pewna dowolność co do tego co figurki reprezentują, więc nie zawsze ta wizualizacja pokrywa się z tym co powinno być widoczne na polu bitwy. Jako esteta mam też wiele zastrzeżeń do stosowania słabej jakości proxów czy wręcz karteczek, co niestety jest nagminne zarówno w WFB jak i WH40K. Owszem na turniejach jest tego mniej, ale głównie na takich większych imprezach, no i nie zawsze gramy tylko dla gier turniejowych, co przypomina mi o kolejnej wadzie czyli bardzo niski poziom balansu pomiędzy armiami oraz próby ratowania tego przez jakieś dziwne ograniczenia i ekstra zasady tworzone przez samych graczy. Kiedy te gry powstawały ponoć główny zamysł twórców był taki, że ma to być dobra zabawa, niestety takie podejście pokutuje chyba do dziś, a nawet jeśli nie to wlecze się to za tymi grami w postaci przestarzałych zasad w Army Book-ach/Codex-ach. Kolejna "wada" może być uznawana z niektórych za zaletę, chodzi mianowicie o konstruowanie swojej armii, z jednej strony to fajnie że system z WFB i WH40K jest w miarę elastyczny co do konfiguracji uzbrojenia i dodatkowego wyposażenia, ale to wiąże się z dodatkową komplikacjami jeśli chodzi o modele czyli dodatkowe modele z różnymi rodzajami broni ewentualnie magnesy lub spłycenie warstwy wizualnej. I to chyba tyle tego narzekania, jedyny plus jaki widzę w duecie WFB/WH40k to mnogość graczy, dużo łatwiej kogoś złapać do grania niż w systemy niszowe którymi się interesuję.

Tak na zakończenie, dodam że owszem swego czasu pogrywałem (i chętnie bym jeszcze pograł) w grę ze stajni Games Workshop, a mianowicie w Warmastera. Ma on kilka wad, ale to są raczej wady jakie mają zazwyczaj niektóre gry bitewne, natomiast nie mam do tej gry zastrzeżeń takich jak powyżej i mam wrażenie że jest to gra od zupełnie innego Games Workshopu :)

https://wymarzonezdjecia.pl/przegrywanie-minidv-be