Gruby - 2011-12-28 14:04:34

...Ciemność nagle została rozproszona ogniem zapalniczki, do którego po chwili dołączył żarzący się koniec cygara. Po całej sali rozniosła się woń alduryjskiego tytoniu. A ja siedziałem przywiązany do krzesła, zakrwawiony, zabrudzony i odziany w łachmany.
-Zapalić światła!- rozległ się ochrypły głos komisarza Doydle'a.
Gdy jasność ogarnęła pokój, mój przełożony zaczął zbliżać się do mnie powolnym krokiem. Mimo, że szedł trzymając ręce za plecami, doskonale wiedziałem, co trzyma w dłoniach. Był to jego ulubiony pistolet boltowy. Pochylił się nade mną i powoli powiedział.
-20 czołgów... 6 plutonów piechoty... 15 stanowisk dział laserowych... wsparcie ogniowe w postaci Bazyliszków... Miesiące treningów... i to wszystko poszło w pizdu przez ciebie!- wycedził powoli komisarz.
Zmierzyłem go pogardliwym wzrokiem, a on nie przejmując się tym kontynuował.
-Powierzyłem ci jeden z ważniejszych fragmentów naszego systemu zaopatrzeniowego, a ty to wszystko zje******! Nosz do kur** nędzy nigdy nie spotkałem tak niekompetentnego kapitana jak ty. Za twój czyn powinniśmy cię powiesić za jaja na oczach całego dowództwa! O ile ty je w ogóle masz!
Chciałem na niego splunąć, rzucić się i go udusić, ale nie mogłem...
-Przez ciebie kpią sobie z naszego regimentu w całym Ultima Segmentum! Jesteś jedną, wielką kupą ścierwa!
Zaczął sapać i kaszleć, ponieważ był astmatykiem. Gdy wreszcie złapał oddech, powiedział do mnie:
-Jutro staniesz przed sądem wojskowym. O 6.00 podjedzie po ciebie 2. Pluton 3. Kompanii i odwiozą cię do Kwatery Głównej Dowództwa. Tam...-spojrzał na mnie lodowato-...Tam zadecydują o twojej przyszłości.
I zdzielił mnie z całej siły pistoletem po głowie. Straciłem przytomność.

Śnił mi się dzień, który zapoczątkował koniec mojej kariery wojskowej. Słońce jeszcze nie wzeszło do końca nad horyzont, gdy z łóżek zerwał nas dźwięk dziesiątek eksplozji. Jako jeden z pierwszych wybiegłem na zewnątrz naszych koszar. To co zobaczyłem na niebie bardzo mocno mnie przeraziło. Ujrzałem setki małych rakiet, kierowanych przez małe orki, nazywane chyba grotami, czy jakoś tak. Co sekunda w ziemię uderzali zielonoskórzy kamikadze. Wziąłem do ręki megafon i zacząłem wykrzykiwać rozkazy. Na szczęście udało mi się opanować jako tako sytuację i około 80% kompanii było gotowe, aby stanąć do walki.
-Wszyscy na stanowiska! Bagnety na karabiny!- krzyczałem dalej- Kapral Reds do mnie!
Po jakiejś minucie podbiegł do mnie mój znajomy Reds dzierżący Vox Caster'a i zameldował:
-Kapral Reds gotowy do służby!-
-To dobrze. Udaj się do wieży nadawczej, wzmocnij swój sygnał, i nadaj do dowództwa, że potrzebujemy pomocy! Kiedy otrzymasz wiadomość zwrotną wróć do mnie i poinformuj mnie, kiedy i czy wogóle przybędzie jakieś wsparcie! Będę w bunkrze 101! No już, ruszaj!-
-Tak kapitanie!-
Duża część koszar była w ogniu, wszędzie leżały trupy. Żołnierze byli już w okopach, gotowi na przyjęcie szturmu. Udałem się do bunkra 101, gdzie czekali na mnie wszyscy członkowie dowództwa mojej kompanii. Nalot orczych rakiet już się skończył, ale wciąż słyszeliśmy dudniącą ziemię. W mgle pojawiał się powoli kształt jakiejś biegnącej masy ciał. Ziemia zaczęła drżeć, a gdzieniegdzie wybuchały pociski z orczych dział. Wydałem rozkaz, aby pluton czołgów rozpoczął ostrzał. To samo miały wykonać oddziały dział laserowych. Nagle z mgły wynurzyła się wrzeszcząca fala orków, za którą szły aż 3 garganty! Serce podeszło mi do gardła, gdyż nigdy nie przyszło mi walczyć z tak przeważającymi siłami. Do bunkra wbiegł Reds, który przekazał mi smutną wiadomość.
-Kapitanie, wszystkie oddziały są zajęte, ale otrzymamy wsparcie ogniowe kilku baterii typu Bazyliszek.-
-Cholera!- Schowałem ręce w twarz. Po długim zastanowieniu powiedziałem- No nic, musimy się bronić. Reds!
-Tak, kapitanie!-
-Przekaż wszystkim plutonom, aby zaczęły strzelać z karabinów!-
-Tak jest!-
-Chorąży Turtlingstone, przejmiesz dowództwo, puki mnie nie będzie!-
-Tak, kapitanie! Ale co zamierzasz zrobić?!-
-Mam zamiar dokonać najbardziej szalonego manewru w moim życiu!-
Wybiegłem z bunkra. Co sił w nogach popędziłem do jednego z leman russów i kazał wyprowadzić ten czołg razem z dwoma innymi na tyły koszar, gdzie miałem objąć komendę w jednym z nich. Gdy wreszcie zasiadłem w czołgu rozkazałem wyjechać z obozu i wjechać w pobliską mgłę. Kierując się odgłosami bitwy obkrążyłem orczą armię i znalazłem się wraz z oddziałem leman russów na tyłach wroga. Z łatwością można było dostrzec głowy gargantów.
-Żołnierze! Celujcie w głowy tych machin!
Nim orkowie zrozumieli co się dzieje, pierwsza z ich trzech machin została zestrzelona. Jednak zielonoskórzy nie przejęli się tym zbytnio, sądząc, iż ostrzał dochodzi z obozu i uparcie nacierali dalej. Mgła opadła. Jeden z gargantów dostrzegł nas i zaczął do nas strzelać. 2 czołgi wybuchły, mój stracił napęd i kierowców. Przeżyłem ja i strzelec w wieżyczce. Mocno krwawiłem. Na [nie]szczęście gargant przestał się nami interesować i ruszył na koszary.
-Kapitanie! Kapitanie, żyjesz?!-
-Tak szeregowy, żyję, ale już nie długo.-
-Odniosę cię do obozu 1. Kompanii!-
-A co z NASZYM obozem?!-
Na to już nie otrzymałem odpowiedzi...

Podoba się wam? Bo nie wiem czy kontynuować? Notka do graczy IG: nie znam się na gwardii imperialnej za dobrze, więc wybaczcie, jak będą błędy w nazwach, lub będzie trochę nie klimatycznie.

fujimc.pl skrytka butelka